O Prawach Autorskich Słów Kilka
Po zamieszczeniu przeze mnie wczoraj poniższego postu na Instagramie trochę zawrzało. “Afera” dotyczy przywłaszczania sobie przez innych cudzych treści i wywołała szeroką dyskusję. Nasłuchałam się różnych historii i wiem, że problem jest naprawdę duży i powszechny.
Dostęp do internetu sprawia, że przywłaszczenie cudzej własności intelektualnej jest bardzo łatwe i bardzo kuszące. Ale nie jest fair i fajnie, że jednak to dostrzegacie.
W tej dyskusji wyszło jednak, że nie wszyscy zdają sobie sprawę co to jest własność intelektualna i jakimi prawami jest objęta.
Przede wszystkim należy pamiętać, że każde dzieło objęte jest prawami autorskimi niemalże z automatu. Co to znaczy? Że tworząc obraz, projekt, grafikę, robiąc zdjęcie, pisząc piosenkę czy tekst, który niesie za sobą jakąś wartość (estetyczną, informacyjną itd.) masz niezbywalne prawo do tego dzieła, chyba że tworzysz je na zlecenie osoby trzeciej i zapisy umowy mówią inaczej. I oczywiście pod warunkiem, że jesteś w stanie udowodnić, że to faktycznie Twoje, a nie kogoś innego dzieło.
Ok, to dość oczywiste. Ale zatem można użyć cudzego zdjęcia, czy nie można? Posłużyć się cudzą teorią, czy nie można? Tu pojawiają się wątpliwości.
Powiem Wam, jak ja to interpretuję i czym kieruję się od lat. Mogłabym powiedzieć w skrócie… zdrowym rozsądkiem ;) A w praktyce wygląda to tak:
Istnieje takie pojęcie w prawie autorskim jak “prawo cytatu”. Oznacza to mniej więcej tyle, że masz prawo wziąć dowolne zdjęcie, obraz, fragment tekstu czy cudzej piosenki i je zacytować. O ile z tekstem nie będziecie mieć wątpliwości - wystarczy wstawić tekst w cudzysłów i podpisać na dole autora, to co to znaczy zacytować utwór muzyczny, obraz lub zdjęcie? Tzn., że możecie pokazać to cudze dzieło innym w jednym z tych dwóch celów:
by zrecenzować to dzieło;
by stworzyć swoje dzieło poprzez przerobienie oryginału w jakimś znaczącym stopniu (dodanie lub odjęcie pewnych elementów i stworzenie nowego dzieła na bazie pierwotnego);
Przy czym przypominam, cytat powinien zawierać informację nt. oryginalnego autora.
I tutaj wg prawa wszystko jest ok. Szczególnie, jeśli cytat został opatrzony nazwiskiem autora. Czyli mamy dokładnie ten przykład, o którym wczoraj była dyskusja. Koleżanka zainspirowała się moim “mini wykładem” na temat różnic w stylu Hamptons i nowojorskim, stworzyła niemal identyczny materiał i zamieściła go na swoim stories. Nie użyła moich slajdów bez pozwolenia, a jedynie powieliła treści. Skorzystała zatem z prawa cytatu - stworzyła samodzielnie treść korzystając z moich materiałów. Zabrakło tylko jednego - informacji na ten temat. Powinna była od tego zacząć. Powinno paść moje nazwisko i powinnam zostać oznaczona na tym stories. Materiał powinien był zawierać informację, że był inspirowany moim. Tak się jednak nie stało, zatem wyszło na to, że to ona jest autorem przedstawionych tam teorii.
:::
Czy zatem “pożyczając” cudze zdjęcie i publikując na blogu czy na Instagramie zawsze dopuszczamy się przestępstwa? W teorii tak, ale w praktyce to bardziej skomplikowane i wymaga podejścia właśnie ZDROWOROZSĄDKOWEGO ;) A przede wszystkim skali odniesienia, o czym zapominamy.
Na moim przykładzie:
Gdyby mój wykład “podebrała” sobie jakaś dziewczyna, która ma grono 150 osób (najprawdopodobniej znajomych) wsród obserwatorów - tylko bym się uśmiechnęła. Pomyślałabym sobie - szkoda, ze mnie nie oznaczyła, ale pewnie nawet nie wie jak to zrobić ;)
Gdyby moje treści bez oznaczenia autora ukazały się na profilu o zasięgu 2-3 tys. obserwatorów, poczułabym się zniesmaczona. Zrobiłoby mi się przykro, niesmak by pozostał, ale pewnie odwróciłabym się na piecie i zajęła bieżącymi sprawami;
Gdy moje treści zostały opublikowane na 3x większym koncie i przedstawione jako własne, to tu mamy problem… Bo to znaczy, że dużo więcej osób ma fałszywy obraz sytuacji niż ten prawdziwy. I to już nie jest fajne. To już nie jest ok. Bo to oznacza, że za chwilę na trwałe i w bardzo szerokim gronie ta osoba może zostać przypisana jako autor moich treści.
Rozumiecie różnicę? Podam kolejny przykład:
Jeśli wykładowca na uczelni przytoczy teorię znanego, uznanego na całym świecie naukowca i nie poda studentom źródła tej teorii, to zachowa się nie fair. Ale czy wyrządzi komuś krzywdę? No nie. Bo to nie sprawi, że “świat” zwątpi w pochodzenie danych treści. Tak zwana mała szkodliwość czynu ;)
Jeśli ten sam wykładowca przywłaszczy sobie teorię kolegi z uczelni, to jest już big issue. To temu należy postawić tamę i stanowczo piętnować takie zachowanie. Bo ono może naprawdę wyrządzić dużą krzywdę prawdziwemu autorowi;
A trzeci przykład jest najgorszy i najczęstszy - wyobraźcie sobie, że ten wielki, światowy naukowiec przedstawia teorię tego polskiego, szeregowego wykładowcy na międzynarodowym sympozjum jako swoją. Chciał powiedzieć, że to zapożyczona teoria, ale zapomniał… co z tego wynika? Osobisty dramat wykładowcy.
Teraz już chyba nie macie wątpliwości o czym mówię? Najważniejsza jest skala i zdrowy rozsądek w ocenie każdej z tych sytuacji. Bo każda jest inna i niesie za sobą inne konsekwencje. Często żadne, ale bywa, że straszne.
Dlatego zanim ktoś z Was napisze innemu autorowi, który został okradziony z własności intelektualnej, że sam nie jest lepszy, bo zamieszcza inspiracje na swoim profilu/blogu, to porównajcie sobie te dwie sytuacje. Czy zdjęcie, które “pożyczył” od 200x większego konta zza wielkiej wody i opatrzył podpisem “Wzdycham… może kiedyś będę tak mieszkać” można porównać z tym, że konkurencyjny twórca o większych zasięgach podkradł jego zdjęcie i zasugerował wszystkim, że jest jego? To są 2 zupełnie inne sytuacje. Przewinienie to samo (brak podpisu autora), ale intencje zupełnie inne. I skutki też różne. Amen.
:::
Chciałabym, aby każdy potrafił dokonać trafnie tej oceny i nie pozostawał obojętny na sytuacje, w których ewidentnie widać, że ktoś podkrada cudzą własność intelektualną i próbuje czerpać z tego wymierne korzyści. Na każdym polu i w każdej branży.
W planie miałam jeszcze rozwinąć temat kopiowania produktów (mebli, oświetlenia itd.), bo na ten temat też mam sporo do powiedzenia i 2 osoby poruszyły go w dyskusji ze mną w wiadomościach prywatnych. Ale już się tak rozpisałam, że jakbym dorzuciła tutaj tę kolejną kwestię, to to wszystko mogłoby stać się zwyczajnie niestrawne ;)
Ale chcecie, żebym napisała o tym kolejny post? Interesuje Was ten temat?