MAISON & OBJET | Relacja z Targów w Paryżu, czyli Jak Ja Kocham Swoją Pracę
Dziś podzielę się z Wami kulisami mojej pracy. Zabieram Was w podróż – chciałoby się rzec daleką, ale będzie to jedynie Paryż ;) To tam dwa razy do roku odbywają się największe targi wnętrzarskie w Europie. Jeśli ktoś chce się spierać, że większe są w Mediolanie, to mam argument - tamte nazwałabym Targami Designu, gdzie prezentowane są najnowsze trendy, z roku na rok – coraz bardziej zaskakujące rozwiązania techniczne i coraz to bardziej nowatorskie i dziwniejsze zarazem wizje projektantów. Ogólnie – nie dla mnie ;)
Tu w Paryżu natomiast – nie ma innowacji, nikt nie wyprzedza trendów ani ich sztucznie nie kreuje – tu wszyscy idą z nurtem, kopiują się wzajemnie, naśladują. Tu wszystko zmienia się bardzo powoli, z roku na rok te zmiany są niemal niezauważalne, ale są, ja je dostrzegam.
Gdy 3 lata temu przyjechałam tu po raz pierwszy, ze świecą było szukać produktów “mojej kategorii”. Szukałam chevronów, ikatów, wzorów marokańskich – nic nie było. Pastele? Rzadkość, raczej jedynie w wersji słodko-pierdzącej (przepraszam), cukierkowej, czyt. pin-up, lata 60-te itp.
Dziś stoiska zalewają trellisy wszelkiej maści, a co drugie jest miętowe - uwierzcie ;) Zatem nie jeżdżę tam za inspiracjami czy dowiedzieć się, w którym kierunku zmierza moda wnętrzarska, bo chyba sama szybciej potrafię wyczuć nadchodzące trendy (a może nawet je wykreować? ;)) Moje wizyty tam mają jeden główny cel – z całego gąszczu oferty, w natłoku produktów znaleźć te, których stosunek urody, jakości i ceny zadowoli mnie i mojego Klienta – uwierzcie, zadanie niełatwe.
:::
Jak to wygląda? Uwaga, teraz będzie obficie ;) tzn. obwita doza zdjęć z targów ode mnie dla Was:
Ciekawi jak powstają takie zdjęcia? Ano tak ;)
Ci z Was, którzy śledzą mój Instagram z pewnoscią znają część z tych zdjęć. Z powyższych kadrów niestety niewiele rzeczy trafi do oferty Mint Grey – bo albo za drogie, albo z całej oferty marki nie było szans uzbierać minimum logistycznego – no różnie to bywa… Nie łatwy to kawałek chleba ;) Ale pokazuję wszystko, bo warto chociaż popatrzeć <3
:::
Podczas wizyty na M&O punktem obowiązkowym, o ile czas i siły pozwolą, jest wizyta w hali 7 – gdzie wystawiają się najbardziej luksusowe marki takie jak np. Ralph Lauren, Lalique, Versace itp.
Te ekspozycje nie zawsze zachwycają, ale zawsze wstrząsają ;) Przepych i bogactwo tam prezentowane zdaje się być niepojętymi. Częściej są w złym guście, przesiąknięte ogromną dozą kiczu, ale jedno trzeba przyznać - ciężko przejść obok obojętnie ;)
:::
Na takich targach na pewno można się zainspirować w kwestii ekspozycji – niektóre wystawy są bardzo ciekawe i pomysłowe.
:::
Po całym dniu łażenia po targach człowiek wygląda tak:
Nawet jeśli zdjęcie tego nie oddaje, to uwierzcie, to jak apokalipsa, koniec świat. Ja ledwo doszłam do tych piłek, ledwo na nich usiadłam. A jak usiadłam… myślałam, że nie wstanę. I tak jest za każdym razem. Sport ekstremalny, powiadam Wam ;)
Żeby Wam przybliżyć ogrom takich targów:
Hal jest 8 do 10 (tym razem była bieda, bo jedynie 8 ;)). Mama zasłania na planie 3 z tych hal. Jedne są większe, drugie mniejsze – ale mnie interesują akurat te największe – peszek ;) Ogólnie choćby przejście tego wszystkiego, to wyczyn. A ja jeszcze spisuję co mnie interesuje i na koniec obchodzę to jeszcze raz by poskładać zamówienia po dokładnej analizie i podjęciu decyzji.
Tu już sobie niby siedzisz, kawkę pijesz, wokół Ciebie skaczą… nawet można trochę odpocząć ;) Ale i tak pod koniec jestem jak dętka. Bałam się bardzo o moją mamę, ale chyba adrenalina zadziałała – nie tylko dała radę, ale była zachwycona :D Choć pod koniec ledwo powłóczyła nogami ;)
:::
Podsumowując. Czy lubię te targi? Nie, nie lubię. Frustrują mnie. Bo za każdym razem stwierdzam, że wystawcy Ci sami, oferta tychże – niemal niezmienna. Natrudzić się muszę nadzwyczajnie by złożyć tam zamówienia na nowy sezon. Gdybym reprezentowała styl skandynawski, francuski czy inny “wiodący” – pewnie byłabym zachwycona, bo oferta dla nich jest niezwykle szeroka, rzekłabym – nieograniczona.
Dla “Nas” nie tylko oferta uboższa, ale i droższa ;) Naprawdę znaleźć NYCS w przyzwoitych pieniądzach – to się trzeba mocno wysilić ;) Co roku wracam z tarczą, ale co roku gorzkie rozczarowanie i smutna refleksja. A za parę miesięcy jadę znowu – za każdym razem licząc na cud ;)
A poza tym… Są też przemiłe aspekty takiej wycieczki :D Ale o tym opowiem przy weekendzie :*